Skandal! W Muzeum II WŚ nie przywrócą Rodziny Ulmów, rotmistrza Pileckiego i o. Kolbe, ale zapowiadają dalsze zmiany w wystawie. Na czym mogłyby one polegać wyjaśnia prezes IPN

Portal TV Republika, wch 27-06-2024, 20:40
Artykuł
TV Republika

Mimo wyrazów potępienia i oburzenia ocenzurowaniem ekspozycji w Muzeum II Wojny Światowej - usunięciem z niej Rodziny Ulmów, św. o. Maksymiliana Kolbe i rotmistrza Pileckiego - dyrekcja placówki idzie w zaparte i zapowiada dalsze oburzające kroki - skryte pod enigmatycznym stwierdzeniem - "dążenia do spójność całej wystawy". Na czym ta "spójność" mogłaby polegać wyjaśnia prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Karol Nawocki. To co napisał szef IPN jest bardzo niepokojące.

Wydawałoby się, że po ostrym sprzeciwie m. in. wicepremiera i ministra obrony narodowej Kosiniak-Kamysza, który zaprotestował zdecydowanie przeciwko wygumkowaniu z wystawy w Muzeum II WŚ bohaterskich polskich patriotów i wezwał do ich natychmiastowego przywrócenia, skandal zostanie albo szybko naprawiony, albo zarządzający placówką udadzą się na zieloną trawkę. Tak się jednak nie stało, co najlepiej pokazuje rzeczywiste znaczenie Kosiniaka w rządzie Tuska.

Nowe kierownictwo Muzeum II WŚ czuje się w swoich poczynaniach bezkarne. Parasol ochronny rozpięła nad nim m. in. "ministra" od kultury i (uwaga, uwaga) dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska, która jak widać w układance Tuska znaczy więcej niż nominalna druga osoba w rządzie Kosiniak-Kamysz. Godna następczyni ppłk. Sienkiewicza napisała w swoich profilu społecznościowym wprost: "Mamy w @kultura_gov_pl przykłady, że ingerencje cenzorskie i naciski na twórców były stosowane za rządów PiS niejednokrotnie. Z taką zmienioną wersją wystawy publiczność zapoznawała się przez ostatnie siedem lat. Dziś warto obejrzeć wystawę w jej oryginalnym kształcie".

"Muzealnicy" mogą się więc czuć całkowicie spokojni i nie muszą się niczego obawiać. Stoi za nimi "ministra" i stoi faktycznie Tusk, który na całą sytuację zareagował ezopowym językiem, że "nie można nikogo urazić".

Rozzuchwalone tolerowaniem swoich faktycznie antypolskich działań, skrytych pod formułką "wolności artystycznej", "praw autorskich" itd. itp., kierownictwo Muzeum II WŚ zapowiada już, że nie poprzestanie na dokonanych zmianach. "Zamierzamy przywrócić spójność całej wystawie, zapowiadamy więc dalsze kroki w tym kierunku", czytamy w wydanym komunikacie, a sygnowanym przez "czterech autorów wystawy" - prof. Pawła Machcewicza, prof. Piotra M. Majewskiego, dr Janusza Marszalca i prof. Rafała Wnuka, nowego dyrektora placówki (i, o zgrozo, profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego).

Na pytanie, na czym mogłaby polegać wspomniana przez nich "spójność wystawy" odpowiada dr Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, a w przeszłości dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Dr Nawrocki udzielił tej odpowiedzi po wpisie "ministry" Wróblewskiej, która, jak podaliśmy wyżej, wyraziła satysfakcję, że "dziś można obejrzeć wystawę w jej oryginalnym kształcie". Dr Nawrocki zaprzeczył tej tezie. Wystawa nie jest jeszcze "oryginalna".

"Pani Minister, ktoś Panią wprowadził w błąd. Żeby obejrzeć wystawę w pierwotnym kształcie trzeba jeszcze kilku takich poniedziałków jak ten miniony. Od "pierwotnego kształtu" dzieli nas: powrót na wystawę treści, w których żołnierze Wehrmachtu są traktowani jako „ofiary wojny”; ukrycie Ireny Sendlerowej w ciemnym kącie; usunięcie ekspozytorów poświęconych „Hubalowi” i Marianowi Rejewskiemu; zdjęcie polskiej flagi ze strefy ataku Sowietów'39; wyeliminowanie wątku o represjach Niemców wobec Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku; usunięcie kpt Antoniego Kasztelana, usunięcie z ekspozycji Naganta sowieckiego - jako symbolu sowieckich zbrodni 1937; ustawienie Sophie Scholl w miejsce Jana Piwnika "Ponurego"; usunięcie Kadiszu z sali żydowskich ofiar Holokaustu; usunięcie powstańców warszawskich składających przysięgę", czytamy w gorzkim wpisie prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.

No tak, teraz już wiadomo, co kryje się pod zapowiedzią "zamierzamy przywrócić spójność całej wystawie, zapowiadamy więc dalsze kroki w tym kierunku". To jednak nie wszystko, co mają nam do zakomunikowania "muzealnicy". Najwyraźniej zdenerwowani krytyka odsłonili się i pokazali, co tak naprawdę sądzą o wygumkowanych przez siebie postaciach.

"Informujemy, że wycofane z wystawy ekspozytory stanowiły ingerencję w oryginalną wersję wystawy głównej MIIWŚ. Zawierały one szereg informacji, które nie miały nic wspólnego z rzetelną wiedzą historyczną i wprowadzały zwiedzających w błąd. Nie jest np. prawdą, że typową polską postawą wobec ginących w Zagładzie Żydów była powszechna pomoc. W rzeczywistości była nią koncentracja na własnym przetrwaniu. Określenie zaś antysemickich tekstów w prasie wydawanej przez Ojca Maksymiliana Marię Kolbego mianem „ewangelizacji” to intelektualna nieuczciwość. Jako historycy, nie możemy wprowadzać zwiedzających w błąd. Nie jest też prawdziwa wiadomość, jakoby rtm. Pilecki nie był prezentowany na wystawie. Poświęcony mu ekspozytor znajduje się w części opowiadającej o życiu obozowym", czytamy w pełnym pogardy dla polskich patriotów fragmencie ich oświadczenia.

Tylko dlaczego, my podatnicy, mamy płacić za najwyraźniej antypolskie fobie obecnego kierownictwa Muzeum II WŚ?

Źródło: Twitter, Portal TV Republika, wch, Muzeum II WŚ

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy