Jędruś Szwajkert. Dziecko walczącej Warszawy

Anna Piotrowska 01-08-2014, 07:00
Artykuł
Mogiła Andrzeja Szwajkerta na Wojskowym Cmentarzu na Powązkach
Anna Piotrowska/ telewizjarepublika.pl, http://www.mminowroclaw.eu

POWSTANIE WARSZAWSKIE | Jest na kwaterze Batalionu „Zośka” na warszawskich Powązkach mogiła inna niż wszystkie. Widnieje na niej napis: „Jędruś Szwajkert, sanitariusz, lat 11, poległ 29 IX 1944 r., Żoliborz, oddział nieznany”.

Andrzej Szwajkert „Jędruś” nie walczył w „Zośce”. Jak się więc stało, że jeden z najmłodszych powstańców Warszawy spoczął właśnie wśród żołnierzy tego batalionu?

Cóż mogło moje matczyne serce?

Rodzina Szwajkertów przybyła do Warszawy z Inowrocławia jesienią 1939 roku. Jędruś miał wówczas 5 lat. W 1943 roku wraz ze starszym o 1,5 roku bratem Włodkiem rozpoczął swoją harcerską przygodę. Najprawdopodobniej należeli do Harcerskiej Służby Pomocniczej „Zawiszaków” (najmłodszego pionu Szarych Szeregów - red.) Bloku Cytadela.

- Wróg od kołyski wychował nasze dzieci do walki. W Warszawie każdy dzień okupacji był lekcją niepokory. Cóż mogło moje matczyne serce, mój macierzyński lęk? - mówiła matka Jędrusia.

Gdy wybuchło powstanie Jędruś ochoczo zaangażował się w budowę barykady. Kiedy zaś w jego domu przy ul. Mickiewicza 20 zorganizowany został punkt sanitarny, od razu zgłosił się do pomocy. Zwijał bandaże, sterylizował opatrunki. Był radosną iskierką rannych powstańców, których pocieszał, a ciężkie chwile umilał grą na harmonijce i śpiewem. A śpiewał pięknie...

To nie jedyna działalność najmłodszego powstańca. Z ogromnym poświęceniem dostarczał meldunki. Pod ostrzałem kul zdobywał także jedzenie. Wszystko po to, aby dostarczać je matce, które gotowała jedzenie rannym, aby następnie znów je roznosić.

Bo to by było tak, jakby dostał pośmiertnie Virtuti Militari!

29 września do domu, w którym mieszkała rodzina Szwajkertów wpadli Niemcy nakazując natychmiastowe wyjście. Do ludzi opuszczających dom padł strzał z czołgu. Jędruś został ciężko ranny. Niemcy nie pozwolili go opatrzyć...

Wiosną 1945 roku, kiedy odbywały się pierwsze pogrzeby "zośkowców", do Jadwigi Romockiej – matki Andrzeja, dowódcy 2 Kompanii „Rudy” Batalionu „Zośka” - przyszła mama Jędrusia z prośbą o kącik dla syna, „gdziekolwiek, byle z nimi”. - Bo to by było tak, jakby dostał pośmiertnie Virtuti Militari! - tłumaczyła. Matka Andrzeja Morro na prośbę tę odrzekła: "Nie będzie leżał w kąciku, lecz tu obok Nich, razem z Nimi".

I leży Jędruś obok Rudego, Alka, Zośki, Oracza, Włodka... ich młodszy kolega, a jakże godny następca - 11-letni bohater.

Źródło: Barbara Wachowicz: To "Zośki" wiara!

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy