Błogosławiony męczennik. 37 lat temu zamordowano ks. Jerzego Popiełuszkę

Artykuł
Dziś przypada 37. rocznica porwania i męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki
Fot. Twitter/@CarloPaolicelli

„Żeby nie stać się klechą, formalistą, kimś zamkniętym na plebanii” - takie hasło przyjął dla swego kapłaństwa. Gdyby żył, miesiąc temu obchodziłby 74 urodziny. Zginął w wieku zaledwie 37 lat. Dziś, 19 października, przypada 37. rocznica porwania i męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

Ks. Jerzy Popiełuszko urodził się 14 września 1947 r. we wsi Okopy na Białostocczyźnie. Na chrzcie św. w rodzinnej parafii w Suchowoli otrzymał imię Alfons (w seminarium imię to zmienił na Jerzy). Był trzecim z pięciorga dzieci, z których jedno zmarło w dzieciństwie. Jego rodzice, Marianna i Władysław, pracowali na roli. Warunki życia były trudne, ale rodzice wychowywali dzieci bardzo starannie - w miłości do Boga i ojczyzny. 

W szkole uczył się przeciętnie. Był lubiany, ale raczej cichy i nieśmiały - niepozorny. Przez wszystkie szkolne lata był ministrantem w parafialnym kościele.

Wojsko, święcenia i problemy ze zdrowiem

Żelazny charakter i osobowość duchowego przywódcy ujawniły się po raz pierwszy na początku drugiego roku studiów, gdy tuż po obłóczynach trafił na 2 lata do wojska. Pobór kleryków był elementem represji wobec Kościoła w Polsce. Alumni gromadzeni w specjalnych jednostkach o zaostrzonym rygorze, poddawani byli próbie systematycznej ateizacji, presji na porzucenie kapłaństwa lub podjęcie współpracy. Popiełuszko nie dał się złamać, inicjował opór i podtrzymywał na duchu kolegów, choć spotykały go za to bezwzględne kary. Wojsko wyniszczyło go fizycznie. Już po powrocie do seminarium, ciężko zachorował, cudem udało się go uratować. Kłopoty zdrowotne towarzyszyły mu już do końca życia.

W 1972 r. w warszawskiej archikatedrze Jerzy Popiełuszko przyjął święcenia kapłańskie z rąk Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Ustalił hasło dla swego kapłaństwa: „żeby nie stać się klechą, formalistą, kimś zamkniętym na plebanii”. Ks. Jerzy chciał być przede wszystkim dla wiernych. Na swoim obrazku prymicyjnym umieścił słowa: „Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc”.

Od 1972 do 1979 r. pracował jako wikariusz w trzech parafiach. Wtedy też nie rzucał się w oczy. Księża, z którymi pracował wspominają go jako najzwyklejszego wikarego, który czasem bał się głoszenia kazań i miewał drobne, ludzkie słabości. Okazało się jednak, że ma niezwykły dar nawiązywania kontaktów i bliskości z ludźmi. Parafianie wiedzieli, że mogą na niego liczyć w kłopotach, szczególnie przejmował się losem chorych. Z wieloma rodzinami serdecznie się zaprzyjaźnił. Ludzie odwiedzali go, zapraszali do siebie, jeździli razem z nim na wycieczki. Był jednak dla nich przede wszystkim duszpasterzem, nikogo nie nawracał na siłę.

Narastające kłopoty ze zdrowiem poważnie utrudniały mu wykonywanie obowiązków. Gdy w styczniu 1979 r. zasłabł przy ołtarzu, a następnie ponad miesiąc spędził w szpitalu, kard. Wyszyński oddelegował go do mniej, jak się zdawało, obciążającej pracy w duszpasterstwie akademickim. Miał zajmować się studentami medycyny. Spędził tam rok. Był przyjacielem, powiernikiem, dobrym doradcą i doskonałym spowiednikiem. Organizowali razem górskie wyprawy, również gdy nie był już formalnie ich duszpasterzem. O tym, jak bardzo byli z nim związani świadczy fakt, że poszli za nim do parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie Popiełuszko zamieszkał jako rezydent w maju 1980 r.

Kapłan ludzi pracy 

W niedzielę 31 sierpnia 1980 r., gdy cały kraj ogarnięty był falą strajków, protestujący robotnicy z Huty Warszawa szukali księdza, który mógłby odprawić im w zakładzie mszę św. kard. Wyszyński wysłał swego sekretarza do żoliborskiego kościoła św. Stanisława Kostki. W zakrystii okazało się, że księża są zajęci, ale akurat wszedł ks. Popiełuszko, który zgodził się pojechać. Po Mszy św. został w Hucie aż do wieczora i od tego czasu przychodził nawet kilka razy w tygodniu. Robotnicy odwiedzali go całymi rodzinami, z żonami, z dziećmi. Ten bezpośredni, mówiący prostym językiem ksiądz był kimś niezwykłym. Zaczęły się spowiedzi po kilkunastu latach, śluby, chrzty dorosłych. Bliskość z hutnikami oznaczała zbliżenie do jądra ówczesnych przemian.

To ks. Popiełuszko przygotował mszę św., podczas której poświęcono sztandar „Solidarności” Huty Warszawa, to on wraz ze swymi hutnikami zawiózł uczestnikom I Krajowego Zjazdu „Solidarności” w Gdańsku tekst encykliki Jana Pawła II „Laborem exercens”. To on odprawiał codziennie msze św. dla uczestników Zjazdu. W październiku i listopadzie 1981 r. towarzyszył też strajkującym studentom Akademii Medycznej w Warszawie i podchorążym w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa. 

Już od początku stanu wojennego ks. Popiełuszko znalazł się na celowniku władz. Funkcjonariusze nachodzili plebanię. Cudem uniknął aresztowania. Pozostając na wolności z oddaniem zajął się organizowaniem pomocy dla internowanych i ich rodzin. Koordynował m.in. akcję rozdzielania darów w parafii, przy czym zmienił swój pokój niemal w magazyn. Inicjował sprowadzanie lekarstw z Zachodu. Wyszukiwał potrzebujących i rozdawał co tylko mógł. Raz oddał nawet własne buty. Sam chodził w starych, podartych rzeczach. Ludzie, którzy pamiętają go z tamtego okresu podkreślają, że nie było w nim żadnego przywiązania do dóbr materialnych. Pomoc, jakiej udzielał, miała też wymiar psychologiczny i duchowy. Odwiedzał uwięzionych, pojawiał się na salach rozpraw. Dla wielu był olbrzymim wsparciem.

Od lutego 1982 r. przejął odprawianie mszy św. za ojczyznę. Odbywały się one regularnie w ostatnią niedzielę miesiąca i niebawem zaczęły gromadzić tłumy wiernych. Atmosfera tych modlitewnych i patriotycznych spotkań była niezapomniana a charyzmat ks. Jerzego ujawniał się podczas nich z wielką siłą. Doskonale znał prawdziwe ludzkie problemy i o nich mówił w swoich kazaniach. Nawiązywał do nauczania kard. Wyszyńskiego i Jana Pawła II, przedstawiając je w jak najprostszych, zrozumiałych dla wszystkich słowach. Mówił o godności osoby ludzkiej, o wolności, o postawie solidarności i potrzebie zaangażowania w budowę wspólnego dobra, o prawach człowieka. 

Słuchali go robotnicy i profesorowie, opozycjoniści i nawet partyjni. Przyjeżdżali ludzie z całej Polski, z miesiąca na miesiąc było ich coraz więcej. Nic dziwnego, że wkrótce ze strony władz pojawiły się prowokacje, próby nękania i naciski na kurię, by ograniczyć działalność księdza Jerzego. Oskarżano go fałszywie, że uprawia politykę, inspiruje do manifestacji itp. W kazaniach Popiełuszki nie było akcentów politycznych, choć mówił o prawdzie, czasem niewygodnej. Koncentrowały się one jednak zawsze na Ewangelii w duchu przesłania św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. Mszom za ojczyznę towarzyszyły bardzo liczne nawrócenia, ludzie powracali do Kościoła po wielu latach, prosili o chrzest. Wierni wychodzili z kościoła uspokojeni wewnętrznie i skłonni do życzliwego patrzenia nawet na swych wrogów. Jak sam ks. Jerzy, który zimą, na początku stanu wojennego wychodził z gorącą kawą do stacjonującego na ulicach wojska i milicji.

Represje i męczeńska śmierć

Atmosfera wokół ks. Popiełuszki stawała się coraz bardziej napięta. Był śledzony, wiedział, że mieszkanie i telefon są na podsłuchu. Zdarzały się próby zastraszania. W grudniu 1983 r. kapłan był przesłuchiwany w prokuraturze, zarządzono też rewizję w zapisanym na niego przez ciotkę mieszkaniu, gdzie znaleziono podrzuconą uprzednio przez SB amunicję, nielegalne pisma i wiele innych kompromitujących księdza materiałów. Trafił wówczas do aresztu. Wypuszczono go dopiero w wyniku interwencji bp. Dąbrowskiego. Nie uniknął jednak szkalujących artykułów w prasie i kolejnych wielogodzinnych przesłuchań. W sierpniu 1984 r. Popiełuszko czekał na kolejny proces, który jednak nie odbył się ze względu na amnestię. Rozpoczęła się za to przeciw niemu ostra nagonka prasowa, podjęta m.in. przez Jerzego Urbana, który oskarżał ks. Jerzego o organizowanie „seansów nienawiści”. 

Popiełuszko przy swoim słabym zdrowiu prowadził wyniszczający tryb życia. Nie dbał o siebie, bagatelizował dolegliwości, mimo zaleceń nie wyrażał zgody na pozostanie w szpitalu. Ciągle pracował. We wrześniu 1983 r. w porozumieniu z Lechem Wałęsą zorganizował pierwszą pielgrzymkę ludzi pracy na Jasną Górę. Rok później otrzymywał anonimowe telefony: „Jeśli pojedziesz po raz drugi na Jasną Górę – zginiesz”. Pojechał. Anonimy z pogróżkami otrzymywał już wcześniej. Liczył się ze śmiercią. Również jego otoczenie było świadome zagrożenia. Na prośbę hutników kard. Glemp zaproponował Popiełuszce wyjazd na studia do Rzymu, nie chciał go jednak do wyjazdu przymuszać. Ks. Jerzy wyjechać nie chciał. Tłumaczył, że nie może zostawić ludzi, którzy mu zaufali, że byłaby to zdrada.

Przyjaciele wspominają, że jego ostatnie miesiące to czas porządkowania spraw, głębokiej modlitwy i częstych spowiedzi. Ostatnią odbył prawdopodobnie na dzień lub dwa przed porwaniem.

Pierwszy nieudany zamach na życie ks. Jerzego miał miejsce 13 października. Była to próba upozorowania wypadku samochodowego. 19 października 1984 r. ks. Popiełuszko udał się do Bydgoszczy, gdzie odprawił Mszę św. i prowadził rozważania do tajemnic różańca. Ostatnie słowa tych rozważań brzmiały: „Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”. W drodze powrotnej, wieczorem, samochód księdza został zatrzymany przez patrol drogowy. W rzeczywistości w milicyjne mundury przebrani byli funkcjonariusze SB - Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala. Mordercy działali w poczuciu bezkarności. Od swego przełożonego otrzymali specjalne przepustki, które zwalniały ich od wszelkich kontroli. Ksiądz skrępowany i z kneblem na ustach bity był kilkakrotnie do nieprzytomności drewnianą pałką. Gdy na tamie pod Włocławkiem wrzucali do Wisły obciążone kamieniami zmasakrowane ciało w foliowym worku, nie wiadomo było, czy ks. Popiełuszko jeszcze żył.

Ciało odnaleziono dopiero 30 października. Przez cały ten czas o powrót ks. Jerzego modliła się cała Polska. Wiadomość o porwaniu i morderstwie kapłana obiegła cały świat. Jego pogrzeb 3 listopada 1984 r. zgromadził jak się szacuje od 600 do 800 tys. ludzi z całego kraju.

Grób ks. Jerzego przy warszawskim kościele św. Stanisława Kostki stał się miejscem pielgrzymek Polaków oraz wiernych i turystów z całego świata.

Proces beatyfikacyjny

Po śmierci ks. Jerzego powszechne było przekonanie o jego męczeństwie. Opinia publiczna domagała się szybkiego rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. W roku 1995 kard. Glemp powołał komisję do spraw jego przygotowania. Rok później uzyskano zgodę Kongregacji ds. Kanonizacyjnych na otwarcie postępowania procesowego.

Zgromadzono obszerny materiał dowodowy. W 2009 roku Komisja Kardynałów i Biskupów stwierdziła, że ks. Jerzy Popiełuszko jest męczennikiem za wiarę. Jego śmierć uznana została jednoznacznie za autentyczne męczeństwo w rozumieniu teologicznym - przyjęte z powodu wiary i zadane z nienawiści do wiary, a nie jedynie z przyczyn politycznych. Za prześladowcę uznany został system komunistyczny, ze wszystkimi swymi uwarunkowaniami wpływającymi na bezpośrednich sprawców zbrodni.

19 grudnia Benedykt XVI zaaprobował decyzje Kongregacji. Ks. Jerzy Popiełuszko został beatyfikowany 6 czerwca 2010 r. podczas Mszy św. na Placu Piłsudskiego w Warszawie, w obecności ok. 150 tys. wiernych.

W późniejszym okresie relikwie błogosławionego trafiły do ponad 1200 miejsc na całej kuli ziemskiej. Stało się to możliwe po ekshumacji ciała ks. Jerzego, która została przeprowadzona w ramach procesu beatyfikacyjnego.

Źródło: eKai.pl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy